W Dramatycznym awaria
Modne ostatnio stało się zamieszczanie w programach sztuk nie udanych... czego? - wywiadów z autorami. Taką też rozmowę przeprowadzono z autorką "Awarii", którym to spektaklem zakończył dobry sezon 1980 - 1981 warszawski Teatr Dramatyczny.
Cóż się i niej dowiadujemy? To mianowicie, że Halina Dobrowolska od wielu lat znana jako aktorka wystąpiła w nowej roli - autorki. Nie takiej jednak nowej jak się okazuje z dalszej części wywiadu. Pani Dobrowolska tłumaczyła bowiem z włoskiego "Diabelstwa" a później popełniła następne tłumaczenia lub samodzielne dramaty - tekst tego jednoznacznie nie rozstrzyga.
Prapremiera rzeczonej "Awarii" odbyła się pięć lat temu w łódzkim Teatrze Nowym, a spektakl reżyserował Kazimierz Dejmek. "Z jakim przyjęciem spotkała się wówczas ta sztuka?" - pyta wywiadowca. - "Z entuzjastycznym" - odpowiada skromnie dramatopisarka - i będzie to już koniec cytatów z wywiadu nie podpisanego nazwiskiem!
Nie wiem co uczynił z komedii warszawskiej aktorki Kazimierz Dejmek. Podejrzewam wszelako, że po dokonaniu koniecznych skrótów choć formę nadał jej zwartą, przejrzystą i klarowną. Tymczasem reżyserka i autorka w jednej osobie do własnego tekstu krytycznego stosunku nie nabrała. Przywołała na scenę wszystkie nudne rozmowy mieszkańców domu, w którym na razie zabrakło wody, ale domyślamy się, iż grozi mu coś znacznie poważniejszego - rozsypanie się w "drobny pył" żelbetonowej płyty. Przekrój społeczny i zawodowy lokatorów budynku jest dość szeroki: od emerytowanego profesora przez plastyka, robotnika, magistra wf, dozorczynię, aż po prostytutkę. Wszyscy oni symbolizować mają nastroje i moralność ludzi zamieszkujących nasz kraj ojczysty. Zgroza przejmuje na myśl, że pokazane w Dramatycznym zbiorowisko nudziarzy, przygłupów, safandułów, ludzi bez indywidualności i ideałów mogłaby nas wszystkich uosabiać. Smętnie robi się na widowni, gdy słuchamy wielce "oryginalnego" wywodu lekarki o infekcjach, lub żenującego biadolenia, że choć kiełbasy jeść nie będziemy, to pomarzyć o niej można. Dobremu smakowi przeczy scena z wynoszeniem trupa Piotrowskiej, który "przez parę dni pływał sobie spokojnie na ósmym piętrze". Jej nic nie pomoże, a nam... zastanawia się jeden z bohaterów. Naszemu teatrowi nie pomogą na pewno takie przedstawienia, w których zagrożony awarią budynek porównywany jest do domu nas wszystkich - do Polski. Nadużywa się symbolu ojczyzny i przekłada się go na język teatralnego żargonu. Tym zaś językiem każe się w Teatrze Dramatycznym wypowiadać aktorom lubianym i cenionym np. Danucie Szaflarskiej, Wandzie Łuczyckiej, Markowi Bargiełowskiemu czy dawno nie oglądanemu Mieczysławowi Mileckiemu. Przyzwala zaś na to dyrektor i kierownik artystyczny - Gustaw Holoubek, który zdawałoby się smak i gust ma wybredny.